sobota, 26 grudnia 2009

czytając Pamuka

Skończyłem „Stambuł” Pamuka. To wielki pisarz. Bogactwo kreacji innej rangi niż u drugiego „muzułmańskiego” noblisty Nadżiba Mahfuza (ten jakby nie wyszedł poza Balzaka).














„Stambuł” to trzecia książka Pamuka, jaką przeczytałem. I każda jest arcydziełem, i to arcydziełem innego gatunku. Konstrukcja zawsze majstersztyk, skomplikowana, a jednak klarowna. „Śnieg” – podwójne oddalenie (rozszerzenie?) perspektywy, raz – „odnaleziony” zeszyt, dwa – podróż śladami zapisków. „Nazywam się czerwień” – wielość narracji jednej historii. I wreszcie „Stambuł” – kolekcja eseju, wspomnienia, emocji.

Tylko dlaczego każda jest o tym samym? Wschód a Zachód. Dziedzictwo tradycji muzułmańskiej i Europa.

Jedynie sztafaż się zmienia. W „Śniegu” – polityczny. W „Nazywam się czerwień” – kryminalno-historycznym. W „Stambule” – wspomnieniowo-melancholijny. Ale temat wszędzie ten sam.

Zderzenie z Europą, to fatum nie tylko najnowszej historii świata muzułmańskiego, ale i jego sztuki. Tak jest nie tylko z literaturą, ale i z filmem. Choćby Fatih Akın, drugi „wielki” artysta „turecki” ostatnich lat, też nie może wyzwolić się od tego brzemienia. O tym jest i „Głową w mur” i „Na krawędzi nieba” (najlepszy film o sensie Święta Ofiarowania, a i książki lepszej nie napisano).

Kiedy sztuka uprawiana przez muzułmanów uwolni się wreszcie od tej obsesyjnej konfrontacji z Europą będzie to znak, że i świat muzułmański przezwyciężył to uwikłanie.

***

Cytują Pamuka: jeśli mam wybierać – od mułłów wolę generałów. Czyli: w obliczu fanatyków nie ma wyjścia, trzeba popierać częste w Turcji pucze wojskowe.

W „Stambule” znalazłem inną myśl: od mułłów i generałów bardziej cenię książki, które przeczytałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz