Są tacy, co wierzą pełni obawy przed Sądem. Czynią to, co nakazane i unikają tego, co zakazane, gdyż wiedzą, że nadejdzie godzina rozliczenia.
Są tacy, co wierzą pełni obawy przed końcem życia doczesnego, a zarazem pełni ufności w obiecane Życie Pozadoczesne. To wśród nich są pewni ci, który "uwierzyli na łożu śmierci".
A gdyby tak wiarę w Niego oddzielić od wiary w Sąd Ostateczny i Pozadoczesne? Przecież w kanonach wiary osobno wymieniamy Boga, a osobno Dzień Sądu (winniśmy go chyba nazywać Dniem Zmartwychwstania ... Jaum ul-Qijama...).
Czy takie oddzielenie wiary w Boga od wiary w Sąd, w Raj i w Piekło, nie pozwala nam lepiej uchwycić więzi łączącej nas z Nim? Czy Bóg nie staje się wtedy kimś więcej, niż oberpolicjantem pilnującym byśmy właściwie postępowali, czy też ukoicielem naszego strachu przed śmiercią?
Życie Pozadoczesne nie wynika – w sensie logicznym – z faktu istnienia Boga, wiemy o nim z objawienia. Można wyobrazić sobie, że Bóg istnieje, a jednak wraz ze śmiercią przychodzi całkowity koniec (jak chcą ateiści) i żaden Sąd nie ma miejsca.
Co takie wyobrażenie Boga mówi nam o Nim? Czy to granica herezji, czy granica wiary pełniejszej?
Czy wiara nie dla rozliczenia zła tego świata, nie dla uchronienia nas od strachu przed śmiercią, ale dla samej więzi z Bogiem nie jest wiarą pełniejszą?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz