Kiedy spytałem Mahmuda skąd jest powiedział, że z Jaffy. I że tam pomarańcze są najlepsze w Palestynie. Urodził się jednak już w Khan Yunus, w Strefie Gazy, gdzie jego rodzina trafiła po 1948 roku. Jak miał trzy lata wyjechali do Kuwejtu, w którym jego ojciec dostał posadę nauczyciela.
Jak poszliśmy wypalić sziszę Mahmud z kelnerką rozmawiał płynnie w tagalog. Mieszkał przez 13 lat w Manili, gdzie najpierw studiował, a potem prowadził zyskowny biznes importu bodaj używanych autobusów z Japonii.
Obywatelstwo miał ukraińskie. Jego brat studiował w Winnicy, tam się ożenił i tak dostał tamtejszy paszport. Mahmud, i jeszcze jeden brat, też zostali "Ukraińcami" (o te małżeństwa bliżej nie pytałem, chyba ich celem było jedynie uzyskanie paszportu). Znał nawet kilka słów po rosyjsku, wiedział, że właśnie odbywają się w Kijowie wybory, trzymał nawet z "pro-zachodnimi", ale nazwisk kandydatów nie kojarzył.
"Ukraińcami" była też dwójka jego dzieci, już z kolejnego małżeństwa. Nawet raz był z nimi w Kijowie, a może i w Winnicy.
Dla Palestyńczyka uzyskanie jakiegokolwiek obywatelstwa jest jedyną opcją by poruszać się po świecie. Kiedyś, w strefie transferowej moskiewskiego lotniska Szeremietiewo, spotkałem człowieka mieszkającego tam już ponad pół roku (jak w filmie "Terminal"); Rosja go nie wpuszczała, a wrócić nie mógł, bo lotnisko w Gazie zostało w międzyczasie zamknięte; miał śpiwór, karimatę, żywił się tym, co mu dali podróżni i pracownicy sklepów wolnocłowych, w ramach rozrywki grał w mini-bilard.
Mahmud Winnicę wspominał dobrze, choć jak opowiadał to dość prowincjonalne miasto. Ale to tam spotykali się całą rodziną co wakacje po 1990 roku, gdy Kuwejt przestał lubić Palestyńczyków, bo zbyt ich kochał Saddam Husajn. Ojciec Mahmuda po kilkudziesięciu latach pracy w kuwejckiej szkole i nauczaniu różnych przyszłych figur, w tym nawet jednego z ministrów edukacji, z dnia na dzień stracił pracę. Straciłby i prawo pobytu, ale jeden z synów został jego sponsorem - tj. kimś gotowym w krajach Zatoki utrzymywać cudzoziemca.
Z Filipin Mahmud wrócił nad Zatokę Perską, tym razem do Emiratów, gdzie założył rodzinę i próbował rozkręcać różne biznesy. Opowiadał o różnych narodowościach tam mieszkających: "Ludzie ze Słońca", ekspaci z Zachodu, mają "pięć rąk, siedem nóg, dwa mózgi i mówią naraz przez usta i przez ucho". I dlatego miejscowi "Ludzie z Księżyca" płacą im niespotykane gdzie indziej stawki. "Ludzie z Księżyca" różnią się jednak od "Ludzi z Ziemi", czyli Arabów z innych krajów, i choćby dlatego rząd zakazuje małżeństw miedzy tymi dwoma grupami, czy nie zezwala by ci "z Ziemi" chodzili do szkół dla tych "z Księżyca". A na samym dole są "Ludzie z Podziemi", gotowi wykonywać każdą najcięższą pracę imigranci z Azji Południowej.
Czy Mahmud był człowiekiem XXI wieku, wieku Azji, wieku podróży i mobilności? Odwiedził przecież wszelkie kraje Dalekiego Wschodu (Japonię, Singapur, Chiny oczywiście), Australię, Nową Zelandię, USA. A w Zachodniej Europie bywał jedynie na lotniskach.
Spytałem go jednak, gdzie czuje się w domu. W Kuwejcie? Jedynie wśród żyjących tam Palestyńczyków. W Emiratach? Z miejscowymi nas, Arabów-imigrantów, niewiele łączy; my Palestyńczycy mówimy po swojemu, jemy po swojemu, żenimy się ze sobą. O Ukrainę nawet nie pytałem.
W Gazie? W Palestynie? Tak, tam czuł się u siebie. Tam spędzał w domu dziadków przez wiele lat każde wakacje. Tam zapach, smak, nawet powietrze jest jego.
Jednak ostatni raz mógł do Gazy pojechać dwadzieścia lat temu. Od tego czasu granica jest zamknięta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz