W weekend byliśmy w Kruszynianach. W wolnej chwili przejrzałem tam najnowszy numer As-Salam z obszernym komentarzem Przemysława Wielgosza do wyniku szwajcarskiego referendum „minaretowego”, oraz książkę „Nowa islamofobia” Vincenta Geisslera wydaną przez Le Monde Diplomatique „przy współpracy – jak głosi stosowna informacja – Instytutu Studiów nad Islamem oraz Muzułmańskiego Stowarzyszenia Kształcenia i Kultury”.
Jeszcze niedawno środowisko MSKK kooperowało z AWS-em, a nawet na organizowanych przez to stowarzyszenie zjazdach muzułmańskich widziałem jednego profesora bliskiego Naszemu Dziennikowi. Teraz trend jest zgodny z ogólno-europejskim: lewica i to ta naprawdę lewicowa.
Ubocznym skutkiem tego zbliżenia jest odłożenie planów tłumaczenia „Islam Between East and West” – Islam między Wschodem i Zachodem – Aliji Izetbegovicia, gdyż wydanie zafascynowanego kulturą anglosaską i współpracującego z USA bośniackiego prezydenta jest trudne w ramach współpracy ze środowiskiem, które kilka lat temu broniło Serbii przed „amerykańską agresją”.
Zachodzące w całej Europie zbliżenie środowisk muzułmańskich i radykalnej lewicy jest zastanawiające. O ile dość oczywiste jest dlaczego działacze islamscy się w taką współpracę angażują, o tyle fascynacja radykalnej lewicy grupami niekiedy nawet fundamentalistycznymi jest – przynajmniej dla mnie – frapująca.
Ze strony muzułmańskiej sprawa jest jasna – imigranci z krajów muzułmańskich i ich potomkowie w zdecydowanej większości działają i głosują na partie lewicowe. To z tych partii wywodzi się gros „muzułmańskich” posłów do parlamentów Wielkiej Brytanii, Holandii, czy europarlamentu, w Niemczech Cem Özdemir został nawet współprzewodniczącym Zielonych (Sarkozy próbował we Francji odwrócić ten trend, ale były to raczej odgórne nominacja działeczek pochodzenia arabskiego niż ich oddolne awanse).
Walka z rasizmem, i przede wszystkim tradycyjne hasła lewicy – poprawa sytuacji gorzej sytuowanych, awans środowisk wykluczonych – są zbieżne z aspiracjami z ludzi o korzeniach imigranckich. Jednocześnie prawica jest zazwyczaj bardziej sceptyczna wobec imigrantów i imigracji (choć brytyjscy konserwatyści pod przywództwem Camerona, zaczęli dostrzegać potencjał głosów muzułmańskich), a niektóre jej środowiska są wręcz wrogie islamowi.
Przyznam się jednak, że zupełnie nie rozumiem co pociąga przedstawicieli radykalnej lewicy, kiedy z takim zapałem angażują się we współpracę z środowiskami muzułmańskimi w ogóle, a tymi jawnie fundamentalistycznymi w szczególności. Radykalna lewica odrzuca tradycyjny modele rodziny i tradycyjne struktury społeczne, niechętna jest chrześcijańskim instytucjom religijnym, angażuje się w feminizm, czy w walkę o prawa gejów i lesbijek, nieobcy jest jej także pacyfizm. Ruchy takie jak Hamas – często pochwalany na łamach Le Monde Diplomatique – opowiadają się za tradycyjnym modelem muzułmańskiej rodziny, odwołują się do islamskich instytucji religijnych, niechętne są feminizmowi, czy prawom gejów i lesbijek oraz opowiadają się za walką zbrojną.
Czasem obserwując działaczy lewicy wpatrzonych w islamistów, mam wrażenie, że widzę mysz zahipnotyzowaną przez szykującego się do jej pożarcia węża.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz