Definicja człowieka jaką oferują
religie jest zazwyczaj ograniczona. Zawiera ona trudną do
przezwyciężenia tendencję do stawiania przeciw sobie wyznawców i
niewierzących, czy to w ogóle odrzuconych poza wspólnotę, czy też
dopuszczonych do niej li tylko jako obiekt prozelityzmu.
I tak na przykład Mahmoud Mohammed
Taha zwrócił uwagę na trzy immanentne nierówności
charakteryzujące tradycyjne rozumienie islamu: nierówność między
niewolnikami i osobami wolnymi, nierówność między kobietami i
mężczyznami (czy też podporządkowanie tych pierwszych tym drugim)
oraz nierówność między – właśnie – niewiernymi
(niemuzułmanami) oraz muzułmanami. Nierówność w tym ostatnim
wypadku dotyczy nie tylko spraw doczesnych – sytuacji prawnej w
ramach systemu szariackiego – ale także, a może przede wszystkim,
sytuacji poza-doczesnej, gdzie jedni dostąpią zbawienia, drudzy zaś
potępienia.
Taha formułował swoje tezy już kilka
dekad temu – dziś do przedstawionej przez niego listy można by
dodać inne wymiary, których jesteśmy obecnie bardziej świadomi:
na przykład nierówność między osobami heteroseksualnymi, a
homoseksualnym. Sam Taha, aktywny politycznie w ojczystym Sudanie,
został w 1985 r. skazany na śmierć i stracony, a pretekstem ku
temu były właśnie jego reformatorskie poglądy religijne.
Oczywiście faktyczny zasięg poziom nierówności w owych trzech
wymiarach (a także w czwartym dodanym przeze mnie) wygląda obecnie
średnio rzecz biorąc lepiej niż w czasach dawniejszych – co
dotyczy tak „świata islamu”, jak i innych regionów naszego
globu – ale zasługi ku temu nie można przypisać religii, czy to
muzułmańskiej, czy też jakiejkolwiek innej. Postęp równości
międzyludzkiej był w ostatnich wiekach chwiejny, choć mimo
wszystko systematyczny, jednak religie były tu raczej wśród
hamulcowych, nie zaś orędowników.
Nierówność między wiernymi, a
nie-wiernym dotyczy wszystkich głównych tradycji religijnych:
hinduizmu z jego podziałem na podwójnie urodzonych braminów na
jednym końcu skali, a niedotykalnymi na jej drugim końcu (mającym
nadal olbrzymie implikacje społeczne dla Indii); judaizmu z
podziałem na Żydów i gojów (współkształtującym w Izraelu
sytuację polityczną i definicję samego państwa); czy
chrześcijaństwa, gdzie cezurą jest chrzest i przynależność do
kościoła i to właściwego kościoła (z konsekwencjami dla
kształtowania się czy to państw narodowych, czy to rozwoju
kolonializmu i niewolnictwa).
Znana nam współcześnie uniwersalna
koncepcja człowieczeństwa rodzi się w nowożytnej Europie w
opozycji do religii. Renesansowe pojęcie humanizmu do dziś wzbudza
opór wielu myślicieli religijnych, jako iż koncentrujące się nie
na Bogu, a na człowieku; podobny opór wzbudza Oświeceniem, od
którego wywodzi się współczesna koncepcja praw człowieka, praw
powszechnych, takich samych niezależnie do klasy, rasy, płci, czy –
właśnie – wyznania.
Również stanowiące przewodni temat
tego numeru pojęcie homo sapiens ma rodowód czysto świecki,
pochodzący z nauk przyrodniczych. Zostało ono zaproponowane właśnie
w dobie Oświeceniu przez Lineusza włączającego człowieka do
królestwa zwierząt, a konkretnie do rzędu małp naczelnych. Ta
definicja biologiczna,
gatunkowa, wiążąca człowieka ze światem przyrody była
traktowana przez różnych myślicieli religii podejrzliwie. Z
jeszcze większym dystansem spotkała się zaś teoria ewolucji
Darwina wzbudzająca i dziś opór z jednej strony wielkiej części
amerykańskich protestantów (aż do utrudniania nauczania ja w
szkołach), z drugiej zaś – szczególnie w aspekcie włączenia w
jej obręb także pochodzenia człowieka – głównych nurtów
islamu (opór ten dziś jest zresztą większy niż na przełomie XIX
i XX wieku). Także kilka lat temu w Polsce doprowadzono do
anulowania wykładu Petera Singera, który odwołując się do
biologicznego rozumienia natury człowieka, buduje swoją teorię
etyczną zrównującą prawa zwierząt z prawami człowieka, co
wynika właśnie z osadzenia nas w ich świecie.
Myśl
religijna nie zdoławszy zanegować Oświecenia zaczęła stopniowo,
i często ze znacznymi oporami, przyswajać sobie jego dziedzictwo.
Dotyczy to tak teorii ewolucji (najdalej poszedł tu zapewne Kościół
Katolicki i tradycyjne wyznania protestanckie), jak i świeckiej idei
praw człowieka. Myśl religijna niekiedy próbuje prawa człowieka
niejako zaanektować, więżąc je choćby z „prawem naturalnym”
(podejście katolickie), czy też – w przypadku islamu – starając
się dowodzić, że te sformułowane w XVIII-XX wieku prawa obecne są
już w Koranie.
Choćby
u nas rozpowszechniane są saudyjskie ulotki w polskim tłumaczeniu
wykazujące jakoby zasady zawarte w oenzetowskiej Powszechnej
Deklaracji Praw Człowieka od wieków występowały już w islamie.
To prawda – pewne analogie można odnaleźć. Ulotki te jednak
skrzętnie pomijają te wszystkie prawa, których poddani władców
saudyjskich są pozbawienie – prawa kobiet, mniejszości
religijnych, wolności słowa, nie mówiąc już o demokracji (w
większości krajów muzułmańskich prawa te są gwarantowane
obywatelom bez potrzeby uciekania się do odniesień religijnych –
inna oczywiście sprawa, że zbyt często owe gwarancje ta mają
charakter jedynie nominalny).
Religie jednak nie tylko same z siebie
posiadają tendencję do wykluczania nie-wiernych,
a zatem budowania wspólnot partykularnych, nie zaś wspólnoty
uniwersalnej, ogólnoludzkiej. Dodatkowo w ostatnich dekadach ten ich
potencjał jest wykorzystywany przez inne, same z siebie
niereligijne, ideologie, które pragną świata podzielonego. Są to
przede wszystkim różnego rodzaju prądy nacjonalistyczne
zmierzające do budowy tożsamości wykluczających innych ludzi, nie
należących do zakładanej wspólnoty. Wymienić tu można choćby
ugrupowania odwołujące się do hindutva,
„hinduskości”, z których wywodzi się aktualna partia rządzące
w Indiach – BJP; nacjonalistyczne ugrupowania w buddyjskich Birmie,
czy Cejlonie; religijnych syjonistów w Izraelu, do których w coraz
większym stopniu zalicza się rządzący Likud; Tea Party w USA;
putinowską Rosja z tamtejszymi związkami ideologii państwowej z
cerkwią prawosławną; szereg partii eurosceptycznej, tożsamościowej
prawicy w Europie, w tym w krajach katolickich, jak Polska, Węgry, a
nawet zsekularyzowana Francja.
W świecie islamu
przykładami takich prądów budujących z pomocą religii tożsamości
partykularne są choćby rządząca w Turcji AKP (określana mianem
„postislamistycznej”) prezydenta Erdoğana, popadającego coraz
bardziej w autorytarny nacjonalizm, jak i tamtejsza opozycyjna
nacjonalistyczna MHP, odwołująca się kiedy potrzeba do nuty
religijnej; prezydent Sisi w Egipcie z jednej strony twierdzący, że
broni kraju przed fundamentalizmem Braci Muzułmanów, ale z drugiej
wykorzystujący religię, w tym uniwersytet al-Azhar i urząd
Wielkiego Muftiego, do konsolidacji swojego reżimu, w warstwie
ideologicznej opierającego się m. in. na przekazie o odrzucaniu
obcych wpływów (co stanowi kontynuacje propagandy poprzednich
dyktatorów); czy też dwie główne partie Pakistanu, świeckie w
swojej założeniach ideologicznych, jednak posiadające długą
historię wykorzystywania religii do budowania swych pozycji
politycznych (co doprowadziło m. in. do wyraźnego pogorszenia
sytuacji mniejszości religijnych, tak niemuzułmańskich, jak i
muzułmańskich – szyitów, czy Ahmadijja).
Wszystkie
te ugrupowania – tak w krajach muzułmańskich, jak i innych –
instrumentalizują uczucia religijne dla wzmocnienia swojego przekazu
o tym, że własną wspólnotę (narodową zazwyczaj) od innych,
sąsiednich, wspólnot więcej dzieli niż z nimi łączy. A religie
– ze względu na swą skłonność do dzielenia ludzi na wyznawców
oraz „resztę” – stają się
dla takiego projektu doskonałym narzędziem (podobnie bywało
zresztą już wcześniej, w opoce kształtowania się nacjonalizmów
w XIX i I poł. XX w., kiedy religie tak samo były wykorzystywane
przez ruchy narodowe).
Cała
ta plejada współczesnych ruchów partykularnych, to swoiste
braterstwo neo-nacjonalizmów, źle wróży uniwersalnej koncepcji
człowieczeństwa, która miałaby podkreślać to co wspólne dla
homo sapiens.
Wydaje się, że istotną okoliczność dla tego powrotu
partykularyzmów jest głęboka niemoc ideologii
uniwersalnych. Marksizmu dający jeszcze kilka dekad temu wielu
krajom Trzeciego Świata nadzieję na rozwój społeczny i większą
równość został nieodwracalnie skażona przez systemy sowiecki i
maoistowski; liberalizmu w swym nurcie neoliberalnym utracił na
atrakcyjności w wyniku szeregu kryzysów finansowych – od
azjatyckiego w 1997 r. po bankowy w 2008 r., zaś w nurcie „ideologii
praw człowieka” zdaje się posiadać mniejszą moc oddziaływania
niż w dekadach sukcesu ruchu dysydenckiego w bloku wschodnim; także
regionalne ideologie integracyjnych nie umieją w sferze politycznej
zaproponować czegoś co by miało podobną do państw narodowych
siłę instytucjonalną i moc oddziaływania – słabość ta
dotyczy Europy, z trudnym do przezwyciężenia ideowym kryzysem UE,
ale także paralelnych w pewnym sensie idei panafrykanizmu, czy też
integracji w Ameryce Łacińskiej i Azji Południowo-Wschodniej.
Wobec braku idei, które mogłyby spajać całą ludzkość,
następuje powrót do tożsamości lokalnych, a religie ze swoim
potencjałem dzielenia na wiernych i nie-wiernych włączają się w
ten proces.
Religie poza potencjałem dzielenia,
posiadają oczywiście także potencjał uniwersalistyczny, który
może prowadzić nie tylko do koegzystencji z wyznawcami innych
wierzeń, wypracowania z nim jakiegoś konicznego modu vivendi,
bez uznania ich jednak za równoprawne wspólnoty, ale także do
głębszego „ekumenizmu” – choćby w postaci uznania innych
wyznań, jak idei areligijnych, czy antyrelgijnych, za całkowicie
równoprawne drogi funkcjonowania w świecie. Przykładem takich
tendencji uniwersalistycznych jest myśl „perennialistyczna”
(filozofia wieczysta), twierdząca, iż u podstawy wszystkich religii
leży jedna uniwersalna prawda, którą to ideę odnajdziemy u tak
różnych myślicieli jak renesansowy polihistor Pico della
Mirandola, czy bardziej współcześni – Aldous Huxley, René
Guénon, Thomas Merton lub Seyyed Hossein Nasr (a także szereg
myślicieli hinduistycznych i buddyjskich).
Innym przykładem jest myśl
„apokatastazyczna”
przywołująca nadzieję powszechnego zbawienie – tego iż koniec
końcu wszyscy trafią do raju, zaś piekło stanie puste – której
to przedstawicielem w Polsce jest ks. Wacław Hryniewicz (i które
niedawne teksty w „Tygodniku Powszechnym” oraz „Gazecie
Wyborczej” świadczą o pewnym rozczarowaniu skromną recepcją tej
myśli w polskim katolicyzmie).
Jej elementy w świecie islamu odnajdujemy u twórców tak różnych,
jak największy średniowieczny teolog muzułmański („islamski
akwinita”) i współtwórca sunnickiej ortodoksji Al-Ghazali; także
średniowieczny mistyk Ibn Arabi; obierany za patrona przez
współczesnych fundamentalistów czternastowieczny prawnik Ibn
Tajmijja; czy współczesny konserwatywny modernista Raszid Rida
(doskonały przegląd takich „ekumenicznych” poglądów w obrębie
religii muzułmańskiej daje Mohammad Hassan Khalil w „Islam and
the Fate of Others: The Salvation Question”).
Tendencje uniwersalistyczne w myśli
religijnej – nie tyle tej akademickiej, ale tej, która zdobywa
popularność w szerokich kręgach wiernych – są jednak dziś w
odwrocie, szczególnie gdy następuje wiązanie religii z polityką.
Religie wspierają i idą w parze z procesami politycznymi
powodującymi narastanie rozczłonkowania współczesnego świata, a
więc procesami czyniącymi iluzoryczną jakieś ewentualną,
powszechnie podzielaną i łączącą nas wszystkich, koncepcję
człowieka. Jednocześnie jednak koncepcja taka jest coraz bardziej
pożądana wobec coraz większego powiązania świata (w sferze
gospodarki i finansów z jednej, zaś kultury, szczególnie
popularnej, z drugiej strony) oraz coraz bardziej palących wyzwań
globalnych (szczególnie zaś klimatycznych).
O ile więc ten trend budowania
tożsamości lokalnych, także z udziałem religii, kosztem, czy w
sprzeciwie, wobec tożsamości uniwersalnej, nie ulegnie odwróceniu,
światu źle to wróży. Albo takie podbudowane religią tożsamości
partykularne będą zyskiwały na sile, a zatem napięć, także
politycznych i militarnych, będzie przybywało; albo też znajdzie
się jakaś, obecnie jeszcze nierozpoznana, podstawa ogólnoludzkiej
wspólnoty, które pozwoli nam zgodniej żyć we wzajemnie coraz
bardziej powiązanym świecie. Trudno jednak mieć zbyt wielkie
nadzieje na znaczący udział religii
w takiej jednoczącej ludzi idei,
wobec mało aktywnego potencjału uniwersalistycznego tychże
religii, zaś coraz bardziej wykorzystywanego ich potencjału
partykularnego.
Tekst ukazał się pierwotnie w "Teologii Powszechnej" w numerze 10/2016. Tutaj z niewielkimi uzupełnieniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz