sobota, 25 lutego 2012

Lepszy Bóg zły niż żaden

Polemika z tekstem "My, ateiści" Krzysztofa Vargi ("Gazeta Wyborcza", 4-5 luty 2012).

Krzysztof Varga przywołuje najmocniejszy argument przeciw teizmowi - cierpienia niezawinionego: dlaczego wszechmocny i miłosierny Bóg zezwala na cierpienie? Problem cierpienia nie jest obcy myśli religijnej. Już 2500 lat temu Budda Siakjamuni jako fundament swego nauczania pokazał cztery szlachetne prawdy, z których pierwsza - kamień węgielny buddyzmu i punkt wyjścia dalszych nauk - mówi o tym, że doświadczenie cierpienia jest podstawowym doświadczeniem egzystencjalnym człowieka i zmierzenie się z nim jest największym wyzwaniem stojącym przed nami.

Nie jestem buddystą, więc trudno mi się wypowiadać, na ile kwestia istnienia Boga jest w ogóle dla buddyzmu istotna, ale przywołuję tę tradycję, by pokazać, że nie trzeba rezygnować z refleksji religijnej wobec faktu istnienia cierpienia.

***
Zajmijmy się kwestią, czy wobec występowania cierpienia na świecie Bóg istnieje. Sprawdźmy, czy odpowiedź na nie ma istotne praktyczne konsekwencje, czy też jest to raczej pytanie retoryczne. A zatem czy moja zmiana poglądu w kwestii istnienia Boga zmniejszy sumę cierpienia na świecie choćby o jeden gram? Jeśli tak by było, gotów byłbym zrezygnować z istnienia Boga, choćby i jutro.

Skoro jednak tak nie jest, wypada stwierdzić, że pytanie to nie zmienia w kwestii cierpienia nic, a z faktem jego występowania na świecie musi się zmierzyć tak wierzący, jak i niewierzący. I nie jest tu najważniejsze pytanie o przyczynę cierpienia, ale o naszą reakcję na nie. A zatem zasadne pytanie brzmi: „Co należy zrobić z cierpieniem? Jak je zmniejszyć?”. I są to pytania, które zamiast dzielić ludzi na wierzących i nie, łączą ludzi różnych poglądów i dają nam możność wspólnie doprowadzić do realnej zmiany na lepsze.

***
Poza stroną retoryczną pytania o relację Boga z cierpieniem jest też kwestia bardziej fundamentalna. Bóg - w większości perspektyw - jest transcendentny. Leibnizowskie pytanie: „Czy Bóg mógł stworzyć lepszy świat, na którym jest mniej cierpienia?”, jest pytaniem o naturę Boga. Tak jak i bardziej naiwne: „Czy wszechmocny Bóg mógłby stworzyć kamień tak ciężki, że go podnieść sam nie może?”.

Spójrzmy na relację cierpienie - Bóg jeszcze bardziej paradoksalnie: czy wraz ze wzrostem cierpienia na świecie Bóg nie istnieje jakoś bardziej? A wraz z jego spadkiem zaczyna się pojawiać? A jeśli kiedyś nam jako ludzkości uda się - dzięki postępowi - wyeliminować cierpienie, to czy Bóg zaistnieje? A może Bóg istniał, zanim pojawiły się organizmy żywe, zdolne do odczuwania bólu, a potem zanikł wraz z pojawieniem się cierpienia? Paradoksy te wymieniam, by pokazać, że tak sformułowany problem („Czy wobec cierpienia Bóg istnieje?”) nie jest problemem istnienia Boga, tylko problemem naszego ułomnego języka służącego do opisania Go.

W tradycji muzułmańskiej, do której sam przynależę, Boga znamy poprzez asma ul-husna - 99 „pięknych imion”, atrybutów, którymi Bóg opisał się w Koranie (będącym dla muzułmanów objawieniem podyktowanym przez samego Boga). Jest wśród nich i „wszechmocny”, który brzmi ala kulli szain qadir - mocny nad wszystkimi rzeczami, mocny nad wszystkim w naszym świecie - ale czy mocny nad samym sobą? To na pewno ciekawa zagadka logiczna, ale nie coś, co dane jest nam poznać, skoro to, co wiemy o Bogu, wiemy z objawienia.

Analogicznie pytanie o stosunek miłosierdzia bożego do cierpienia na świecie jest tyleż pytaniem o cierpienie (mało owocnie sformułowanym), co pytaniem o naturę boskiego miłosierdzia. A tę znamy na tyle, na ile Bóg spoza tego świata objawił się nam w Koranie czy innych Świętych Księgach. Taka przynajmniej jest perspektywa teologii muzułmańskiej.

A zatem pytanie „czy Bóg mógł urządzić świat lepiej, z mniejszą ilością cierpienia?”, jest w istocie pytaniem o to, „jaki jest Bóg”, a ta wiedza nie jest nam dana. Natomiast zasadne i prowadzące do konkretnych rezultatów pytanie brzmi: „Co my możemy w tym świecie, takim, jaki jest, z tym cierpieniem zrobić?”.

***
Varga wzywa teistów: „To wy, wierzący, wykażcie, że ten wasz Bóg istnieje naprawdę”. Na pewno znajdą się tacy wierzący, którzy z ochotą będą przedstawiali długie dowody na boskie istnienie. Ja, jak tylko taki dowód się pojawi, przestaję wierzyć.

Wracając jednak do samego problemu: po czyjej stronie leży dowodzenie istnienia Boga? Znów jest to pytanie - jak pytanie: „Czy Bóg istnieje, skoro istnieje cierpienie?” - które nie prowadzi do żadnych praktycznych rezultatów. Może być fajnym ćwiczeniem filozoficznym, ale może też być pytaniem, które dzieli ludzi na wierzących i niewierzących. Ja wolę w tym miejscu inne pytanie: „Jak my - teiści, ateiści i ludzie innych opcji - mamy urządzić nasze społeczeństwo, tak by wszyscy czuli się w nim u siebie?”. Vardze krzyż w Sejmie jest obojętny, ale wielu ateistom wiele rzeczy, choćby częsty brak lekcji etyki w szkole, przeszkadza. Chciałbym, by Polska (i Europa) były tak urządzone, by im te kwestie nie przeszkadzały.

***
Na koniec Varga pisze: „Możemy zgodzić się ewentualnie na istnienie Boga, ale pod warunkiem, że jest to Bóg nieskończenie zły, mściwy i nienawidzący ludzkości”. Muzułmański mistyk Ibn Arabi w „Księdze o podróży nocnej do najbardziej szlachetnego miejsca” pokazuje kolejne etapy na drodze zbliżania się do Boga. Nie wiem, może są i takie drogi do Boga - najpierw ujrzeć w Nim diabła, by z czasem dostrzec jego boskość.

Opublikowano w "Gazeta Wyborcza", 25-26 luty 2012 - link  cała debata

sobota, 18 lutego 2012

mały wypad do "obozu wroga" ;-)

Spytacie, dlaczego mnie od dawna nie ma? Otóż nowy nałóg: Facebook, a w szczególności grupa dialogu muzułmanów i krytyków islamu (http://www.facebook.com/groups/233800386705938).

Całe to zamieszanie wydało z siebie takie oto owoce, opublikowane w portalach racjonalista.pl i Euroislam.pl. "Przyjemniej" lektury.

***

Dialog muzułmanów i krytyków islamu – wnioski osobiste

Od pewnego czasu mam przyjemność brać udział w grupie dyskusyjnej „Dialog muzułmańsko-..…" (grupa dialogu muzułmanów i nie-muzułmanów)", o której wspomniał Jan Wójcik w swoim tekście „Islamonozja, czyli niedobrze mi się robi, gdy…". Chciałem się podzielić wrażeniami z udziału z trwającej już ponad dwa tygodnie dyskusji. Nie chcę robić zestawienia poruszonych tematów, ale napisać, co mi osobiście, jako muzułmaninowi, dał udział w rozmowie z osobami krytycznie nastawionymi do islamu, czego się dzięki tej wymianie opinii dowiedziałem i co zrozumiałem.

1. Poczucie zagrożenia przez islam i muzułmanów nie jest przejawem niczyjej złej woli, czy uprzedzeń, ale jest oceną bazującą na faktach — wrogich nie-muzułmanom wystąpieniach i działaniach. Faktów tych nie wolno negować, czy umniejszać, bo to nie tylko utwierdza w krytycznym nastawieniu do islamu, ale przede wszystkim jest zakłamywaniem rzeczywistości. Można pokazywać ich kontekst, jeszcze lepiej po prostu opowiedzieć, ile się wie lub uda dowiedzieć, o danym konkretnym realnym zdarzeniu.

Jednak przede wszystkim sama otwarta rozmowa bez podejrzliwości, czy wietrzenia złych intencji może prowadzić do spojrzenia na te fakty w sposób ukazujący je w innej proporcji do ogółu zdarzeń związanych z islamem. Właśnie z tego względu — odczuwanej przeze mnie zasadności dalszej rozmowy z osobami krytycznymi wobec islamu — zdecydowałem się, korzystając z propozycji Jana Wójcika, zamieścić niniejszy tekst na portalu Euroislam.pl oraz racjonalista.pl.

2. Ateofobia jest zbyt częstym problemem muzułmanów. O ile muzułmanom rzadko przeszkadza, że ktoś jest innego wyznania, to kiedy okazuje się, że ktoś jest ateistą, to często staje się obiektem niechęci. Muzułmanie często przekonują innych do swoich poglądów, ale kiedy ktoś chce nas przekonać do porzucenia ich na rzecz ateizmu, denerwujemy się. Jaki ja osobiście z tego wniosek wyciągam? W rozmowach — szczególnie z innym muzułmanami — pamiętać o podkreślaniu, że ateiści to nie są ludzie jakkolwiek odmienni od wierzących. Choćby, kiedy wspomina się o dialogu z innymi wyznaniami warto dodawać „i niewierzącymi".

3. Homofobia jest wyzwaniem dla muzułmanów. O ile kwestia oceny aktów homoseksualnych w kategoriach eschatologicznych (grzech to czy nie) pozostawiamy Bogu i naszym przekonaniom religijnym, to akceptacja dla gejów w życiu społecznym, czy politycznym, jest we współczesnym świecie koniecznością. To też temat dla wewnętrznego dialogu w kręgu muzułmanów.

4. Warunkiem koniecznym dla dialogu mogącego prowadzić do zrozumienia i porozumienia jest umiejętność wypowiedzenia na głos tego, że we współczesnej Europie i w ogóle w krajach, które chcą być częścią współczesnego wielowyznaniowego (i bezwyznaniowego) świata, nie ma miejsca na aspekt prawnokarny szariatu, a w szczególności na nierówne traktowanie muzułmanów i nie-muzułmanów (dżizja), czy kary przeciwne wolności sumienia (problem apostazji). Inaczej nie traktujemy nie-muzułmanów jak ludzi takich samych jak my.

Oczywiście warunkiem dialogu jest też uznanie zasady wolności słowa - zwrócono mi uwagę na konieczność zamieszczenia takiego wyjaśnienia, kiedy dzieliłem się swoimi wnioskami z innymi uczestnikami grupy dyskusyjnej. Nie umieszczałem tego spostrzeżenia pierwotnie, gdyż było ono dla mnie oczywiste już przed przystąpieniem do dialogu. Inaczej w ogóle bym się przecież na niego nie decydował.

Jest też pytanie bardziej zasadnicze: Dlaczego w ogóle uznaję za istotny dialog z osobami krytycznie nastawionymi wobec islamu? W żadnym razie nie chodzi o przekonanie kogoś do moich poglądów — nie jest dla mnie problemem, że krytycy islamu fundamentalnie nie zgadzają się z jego założeniami. Jest natomiast dla mnie problemem, jeśli widzą w muzułmanach zagrożenie dla Europy, a w szczególności dla Polski. Dlatego też cel prowadzenia dialogu tak bym określił: żyjemy w jednym kraju, dzielimy jedną przestrzeń publiczną i musimy w niej koegzystować, choćby nasze poglądy były o 180 stopni odmienne.

W związku z tym wszystkich chętnych zapraszam do dołączenia do grupy dyskusyjnej Dialog muzulmańsko - ......... ?.

Na koniec dwa wyjaśnienia dotyczące kwestii językowej.

1. Grupa nazywająca się od początku „Dialog muzułmańsko-.....?" została scharakteryzowana przez jednego z administratorów w dodatkowym opisie z użyciem terminem „islamofobia". Kiedy zostałem do tej grupy zaproszony, to pierwszym wątkiem, w jakim się wypowiedziałem, była dyskusja dotycząca posługiwania się tym pejoratywnym określeniem. Zostało ono zmienione w wyniku tejże dyskusji. Otwarcie dialogu często polega na przezwyciężaniu takich negatywnie nacechowanych pojęć.

2. W niniejszym tekście posługuję się terminem „krytycy islamu". Jeżeli termin ten jest w jakiś sposób nietrafny, proszę czytelników o zwrócenie mi uwagi.

Opublikowano w:
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,7771
http://www.euroislam.pl/index.php/2012/02/dialog-muzulmanow-i-krytykow-islamu-wnioski-osobiste/